TAKTYCZNIE: Zagubiona tożsamość
07.12.2021 (06:00) | Jakub Luberda
fot.: Mateusz Porzucek
Piątkowe spotkanie Śląska Wrocław z Górnikiem Zabrze mogło być dla kibiców frustrujące. Drużyna Jana Urbana celnie wypunktowała wszystkie słabe strony WKS-u i pewnie zwyciężyła nie pozostawiając złudzeń rywalowi. Podopiecznym trenera Jacka Magiery nie sposób odmówić ambicji, lecz tego dnia byli zwyczajnie słabsi na każdej płaszczyźnie.
Śląsk Wrocław jest w obecnym sezonie drużyną bardzo specyficzną. Po przygodzie w europejskich pucharach, w których notabene zaprezentowali się z całkiem przyzwoitej strony, przez długi czas rozbudzali w kibicach marzenia o powrocie do świetnego okresu sprzed 10 lat, kiedy to trenerem był jeszcze Orest Lenczyk. Punktem zwrotnym okazało się spotkanie z Lechem Poznań - w przypadku zwycięstwa wrocławianie wskoczyliby na fotel lidera, lecz, jak dobrze pamiętamy, mecz ten poszedł fatalnie. Od tamtej pory Śląsk wpadł w dołek, z którego nie może się wydostać. Chęć ofensywnej gry przeplatana jest nad wyraz głupimi błędami, które kosztowały podopiecznych trenera Magiery dobrych kilka punktów. Ze strony klubu płyną zupełnie sprzeczne sygnały - z jednej strony przeżywamy zawód za zawodem w kolejnych spotkaniach, a z drugiej od szkoleniowca słyszymy, że drużyna przygotowywana jest do grania w europejskich pucharach.
“Chcemy grać wyższym pressingiem, podejmować wiele pojedynków, ponieważ przygotowujemy się do czegoś więcej niż gra tylko na poziomie Ekstraklasy.”
- mówił na konferencji przed meczem z Górnikiem trener Magiera
Dwojakość informacji może wprowadzić w pewną konsternację, szczególnie po meczu takim jak w Zabrzu. Górnik wydawał się świetnie przygotowany na przyjazd wrocławian i sprawił, że Śląsk zamiast grać atrakcyjnie, to potykał się o własne nogi.
OCENA RYZYKA
Gra ofensywna ma to do siebie, że łączy się ona z otworzeniem się na przeciwnika. Wrocławianie wciąż uczą się pewnych schematów i zbierają cenne doświadczenie, lecz niestety dzieje się to kosztem licznych błędów. Problemem zawodników Śląska jest to, że nie do końca wiedzą, kiedy mogą podejmować większe ryzyko, a kiedy należy zagrać bezpiecznie. Znaczna część traconych przez zielono-biało-czerwonych goli bierze się ze strat w fazach przejściowych. Gdy zespół próbuje przejść do szybkiej kontry, lub po prostu do fazy ofensywnej, kluczowe jest to, aby nie stracić głupio piłki. Takie sytuacje zdarzają się jednak nagminnie. Nie inaczej było w starciu z Górnikiem. Na poniższej grafice widzimy moment, w którym piłka zmierza do Szymona Lewkota po tym, jak przy wyprowadzaniu kontry pojedynek w bocznej strefie przegrał Robert Pich.
Kolejna stopklatka przedstawia stratę Lewkota. Uwagę należy zwrócić na ustawienie reszty zawodników Śląska - wszyscy poza środkowymi obrońcami znajdują się już na połowie przeciwnika. Ewentualna strata piłki naraża zespół na groźną kontrę, więc podejmowanie ryzykownych prób dryblingu w tej strefie wiąże się z dużą odpowiedzialnością. Niestety, Lewkot gubi piłkę, a Górnik ma okazję przeprowadzić szybki atak. Cała sytuacja kończy się mocnym uderzeniem Lukasa Podolskiego, z którym tym razem poradził sobie Matus Putnocky.
IDENTYFIKACJA KRYCIA
Indywidualne błędy są sporym problemem wrocławian, co widzieliśmy między innymi przy drugim golu Górnika. O tej sytuacji nie będziemy jednak się rozpisywać - to, co zrobił przy tej bramce Wojciech Golla, jest piłkarskim kryminałem pełną gębą. Ta tragiczna w skutkach strata piłki (Golla w zasadzie sam założył sobie kanał) jest niewytłumaczalna - od tak doświadczonego obrońcy po prostu trzeba wymagać więcej. Zabrzanie wypunktowali jednak również inny słaby punkt defensywy Śląska, jakim jest krycie. Na poniższej grafice widzimy zalążek akcji, po której padł pierwszy gol dla Górnika. Dadok wpada z piłką w pole karne, lecz przed sobą ma Gollę. Nasza uwaga powinna jednak skupić się na strzelcu gola. Występujący z numerem 17-tym Nowak znajduje się na lewej flance, a odpowiedzialny za niego jest Bartłomiej Pawłowski.
Golla daje się minąć Dadokowi, a ten posyła płaskie dośrodkowanie na 11 metr. Nowak nie zrobił nic, aby zgubić Pawłowskiego, lecz mimo wszystko udało mu się to zrobić z niezwykłą łatwością. Zarówno Lewkot jak i Bejger stoją przy swoich zawodnikach, dlatego zachowanie wahadłowego jest niedopuszczalne. W polu karnym nie znajdował się żaden piłkarz bez krycia, więc jedynym zadaniem, jakie miał przed sobą Pawłowski, było podążanie za Nowakiem, który jak widzieliśmy wcześniej, jeszcze przed chwilą stał tuż obok niego.
Podobna sytuacja ma miejsce przy trzecim golu. Na poniższej grafice widzimy początek akcji Górnika.
Lewkot jest tuż obok swojego zawodnika, a po drugiej stronie boiska stoi Podolski. W całej sytuacji zwracamy uwagę na zachowanie Golli. W dalszej części akcji Lewkot ruszył w pogoń za Krawczykiem, a Golla z nieznanego nam powodu postanawia zostawić Podolskiego całkowicie bez krycia. Doświadczony obrońca zbiega w kierunku piłki otwierając tym samym ogromną wolną przestrzeń w polu karnym. Jak to się skończyło wszyscy wiemy, lecz w oczy razi fakt, że kolejny gol pada po niezrozumiałym zachowaniu jednego z zawodników Śląska.
SKASOWANY PRZÓD
Mecz z Górnikiem był nieudany również dla ofensywnego tercetu. Od Exposito, Picha i Praszelika możemy wymagać, że będą odważnie wchodzić w pojedynki, próbując robić tym samym przewagę na połowie przeciwnika. Mówiliśmy o miejscach, w których ryzyka nie należy podejmować, więc czas powiedzieć, gdzie z kolei takie ryzyko jest wręcz pożądane. To właśnie ofensywni zawodnicy mają za zadanie wchodzić w drybling i szukać gry 1 na 1, lecz w piątkowym starciu byli w tym wyjątkowo nieskuteczni. Żaden z wyżej wymienionej trójki nie wygrał chociaż połowy podjętych pojedynków, a najgorzej na tej płaszczyźnie wypadł Pich (zaledwie 31% skuteczności).
Śląsk wpadł w wyraźny kryzys, o czym najlepiej świadczą występy niedawnych liderów tej drużyny. Najbardziej bolesny wydaje się jednak fakt, że wypracowywana od początku pracy trenera Magiery tożsamość zanika, a wrocławianie z atrakcyjnej gry zaczynają przechodzić do bicia głową w mur. W meczu z Górnikiem ofensywnego usposobienia WKS-u nie było widać, a zamiast ładnych zespołowych akcji widzieliśmy raczej nieudane indywidualne próby dryblingu. Do końca roku Śląskowi zostały dwa mecze, w których trzeba zagrać o pełną pulę punktów. Równie ważne będzie jednak odzyskanie tożsamości, której w Zabrzu niestety nie było dane nam zobaczyć.