Góra: Brakuje mi tytułu ze Śląskiem (WYWIAD)
18.01.2023 (13:00) | Mateusz Włosekfot.: Paweł Kot
- Najważniejsze jest dla mnie to, żeby jak najwięcej zawodników z mojej drużyny trafiło później do pierwszego zespołu Śląska - mówi w rozmowie z nami trener zespołu U-19 Janusz Góra. Z byłym zawodnikiem wrocławskiego zespołu rozmawiamy o szkoleniu młodzieży w jednej z najlepszych akademii na świecie, występach w Bundeslidze i wielkiej misji, jaką jest wskazywanie drogi młodemu pokoleniu piłkarzy.
Został pan niedawno trenerem zespołu U-19, a pałeczkę przejął pan z rąk Bartosza Siemińskiego. Czy są już jakieś pierwsze wnioski i plan naprawczy dla zespołu, bo wiemy, że zakończył on rundę jesienną w strefie spadkowej?
Pierwszy tydzień mojej pracy zaczęliśmy od wprowadzenia zawodników do treningu bez piłki. To były zajęcia w postaci zabaw biegowych i ćwiczeń ogólnorozwojowych. Biegaliśmy też trochę po wałach nad Odrą. W tym tygodniu zaczęliśmy już z kolei przygotowania z piłkami. Dobrze realizujemy założenia na ten tydzień, które wcześniej przyjęliśmy. Jeśli chodzi o same przejęcie zespołu z rąk trenera Siemińskiego to znam doskonale ten zespół, podobnie jak drużyny U-17 czy U-15. Obserwowałem wcześniej Centralną Ligę Juniorów w różnych rocznikach przez pół roku. Ci zawodnicy, którzy są w mojej drużynie, są mi dobrze znani. Obserwowałem ich także w meczach, które rozgrywali.
Ta sytuacja, w której się znaleźliśmy – to nie jest nasze miejsce. Z pewnością stać nas na więcej i chcemy nad tym pracować. Chcę pokazać zawodnikom kierunek, w którym mogą się rozwijać, chcąc grać na poziomie ekstraklasy w barwach Śląska Wrocław. Pragnę im przekazać, jak mają trenować i jak podchodzić do swoich obowiązków. Jak grać w piłkę, żeby osiągnąć przyjęty wcześniej cel. Bardzo ważna sprawa to również kwestia mentalna i udźwignięcie celu, który sobie postawili. Zawodnicy muszą być przede wszystkim świadomi, że grają dla WKS-u. Najpierw jest reprezentowanie barw Śląska, a później myślenie o innych planach. Czas leci i w każdej chwili sytuacja się może zmienić. Jeden pójdzie krótszą drogą i faktycznie zagra w pierwszej drużynie, a z kolei inny zawodnik rozwinie się na wypożyczeniach i wróci do Wrocławia. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby jak najwięcej zawodników z mojej drużyny trafiło później do pierwszego zespołu Śląska.
Mówi pan, że dobrze zna tych zawodników, z którymi pracuje, bo wcześniej zajmował się pan w Śląsku metodologią treningu. Zapewne obserwuje pan też młodsze roczniki. We Wrocławiu istnieje cały czas narracja, według której Śląsk mało korzysta z wychowanków, a jeśli korzysta, to nie dają oni odpowiednich liczb albo nie są gotowi na ekstraklasę jak Adrian Łyszczarz czy Sebastian Bergier. Co powinno zmienić się w dalekosiężnym planowaniu rozwoju, żeby Śląsk dostarczał więcej wychowanków za granicę jak chociażby Lech Poznań, w którym pan pracował?
To jest ciężki temat, bo nie ma jednaj recepty, według której się pracuje. Można jednak na pewno wypracować pewną filozofię i schematy, nad którymi cały czas debatujemy w Śląsku. Chcemy to rozwijać, żeby wypracować sobie model szkolenia zawodników trochę starszych. Lech w pewnym momencie podszedł do tego bardzo odważnie, ale dzięki temu wypromował wielu młodych piłkarzy. Natomiast to był taki moment, że mieli akurat takie roczniki, w których nastąpiła kumulacja tych zdolnych graczy. Też sytuacja zmusiła Lecha, żeby ci zawodnicy zaczęli występować w ekstraklasie. Niektórzy zadebiutowali właśnie dlatego, że Lech miał w pewnym momencie problemy. Aczkolwiek nie umniejszam oczywiście temu, co osiągnęli z tymi młodymi zawodnikami. Myślę, że Lech jest dobrym wzorem dla innych klubów, natomiast my chcemy wypracować swoją filozofię, wspierając się pomysłami innych akademii.
We Wrocławiu jest duży potencjał wśród tych chłopaków i wydaje mi się, że nie robiąc dużych rewolucji, tylko drobne zmiany w podejściu do treningu, nie tylko zawodników, ale także trenerów, uda nam się rozwinąć. Dużą rolę odgrywa samo podejście piłkarzy, ich mentalność. To, czego oczekują od siebie. Bardzo pozytywne jest, jeśli zawodnik ma stabilność, czyli dobre warunki do treningu. Oczywiście klub stara się zapewnić możliwe jak najbardziej optymalne warunki, ale te grupy są podzielone. Czasami trzeba przemieszczać się po mieście, żeby dotrzeć na trening, ale my sobie dobrze z tym radzimy.
Ważna jest także kwestia akademii. Mamy ambitny projekt budowy i w ciągu kilku lat powstanie obiekt, w którym będziemy mieli jeszcze lepsze warunki do trenowania w jednym miejscu. Staramy się też bardziej analizować indywidualne możliwości poszczególnych graczy. Pracujemy ciężko i mam nadzieję, że efekty przyjdą już niedługo.
Wcześniej pracował pan w akademii z prawdziwego zdarzenia. RB Salzburg jest wielką marką europejską, ale także światową, o czym świadczy fakt, że mają skauting i filie klubowe w różnych częściach globu. Na ile pan przekłada warunki pracy stamtąd do tych obecnych realiów we Wrocławiu? Czy te podejście jest zgoła odmienne, bo raczej tej sytuacji nie możemy traktować w skali 1:1?
Na pewno nie da się przełożyć tego 1:1. Zacznę może najpierw nie od metod, ale trenerów. Wspominałem już to nawet w naszych wewnętrznych rozmowach, że my mamy naprawdę dobrych trenerów, którzy są dobrze wykształceni i mają ukończone kursy trenerskie. Merytoryczne są świetnie przygotowani i ja byłem bardzo zaskoczony tą wiedzą, którą posiadają. Natomiast my mamy troszeczkę inne warunki, patrząc bezpośrednio na zawodników. Do Salzburga trafiali już piłkarze po bardzo dużej selekcji, bo klub mógł sobie pozwolić na prawie każdego zawodnika. Oczywiście tam były pewne kryteria, że zaczynamy ściągać chłopaków z zewnątrz do drużyny rezerw lub U-18, natomiast sama selekcja w tych młodszych rocznikach była inna.
Niebagatelną rolę odgrywa tutaj także aspekt finansowy, bo nie każdy może wybudować sobie taką akademię, jaką posiada klub z Salzburga…
Tutaj bardzo ważne są czynniki finansowe, bo prawdę mówiąc w Salzburgu nie było budżetu, w takim sensie, że można było pozwolić sobie na ściągnięcie właściwie każdego zawodnika. Pieniądze nie były problemem, natomiast tutaj we Wrocławiu niestety musimy bardzo rozważnie dysponować tym, co mamy i nie przesadzać przy okazji. Nie możemy sobie pozwolić na ściągnięcie drogiego zawodnika, tym bardziej juniora. Dlatego kluczowa jest nasza współpraca (trenerów) i obserwacja na meczach, żeby wyszukiwać talenty i poprzez rozmowy z rodzicami i samym zawodnikiem namówić go do przyjścia. Mamy od tego odpowiednie osoby, które już nad tym pracują. Mam nadzieję, że ta współpraca z naszymi skautami, których nie jest aż tak dużo jak w Salzburgu, zaowocuje tym, że ci zawodnicy będą przychodzić do Śląska. Musimy się skupić też na naszych zawodnikach. Ja jestem teraz w U-19, dlatego chcę się skoncentrować na tym roczniku w szczególności, bo nie ukrywam, że mamy zadanie do wykonania, które nie będzie łatwe. Uważam, że w drużynie jest duży potencjał, który można rozwijać pod kątem kolektywu i rozwoju indywidualnego poszczególnych graczy.
Mówimy o zawodnikach i akademii, ale wyczuwam, że odzywa się jednak w panu takie głębokie poczucie misji społecznej w Śląsku. Ma pan zaszczepioną tożsamość śląskową z czasów kariery piłkarskiej i teraz chce przekazywać wiedzę najmłodszym, żeby wylądowali w ekstraklasie. Dochodziły mnie słuchy, że chodzi pan regularnie również na mecze innych roczników akademii i zostaje na całych, a nie wychodzi np. po pół godzinie. To wszystko świadczy o tym, że pan obserwuje ciągle tych zawodników i jest bardzo zaangażowany w ten projekt…
Jestem bardzo zdeterminowanym człowiekiem. Jeśli czegoś się podejmę i powiem, że mogę to zrobić, to po prostu to robię. Jeżdżenie na mecze sprawia mi przyjemność, a przy okazji mam większy horyzont dla swoich spostrzeżeń. Lubię to i chcę to robić. Ale przede wszystkim chce pomóc, bo w tym klubie spędziłem parę lat. Czuję się tu jak w domu, we Wrocławiu osiedliłem się na stałe po pobycie za zachodnią granicą. Chcę wykorzystać tę wiedzę, którą zdobyłem czy to jako piłkarz grając w Niemczech, czy to pracując w Salzburgu. Bardzo chętnie podzielę się moimi spostrzeżeniami i jeżeli tylko będę mógł, to będę wspierał nie tylko zawodników, ale także trenerów ze wszystkich roczników. Jestem otwarty, każdy trener może przyjść i ze mną porozmawiać. Z resztą oni bardzo dobrze o tym wiedzą, bo złapaliśmy z trenerami bardzo dobry kontakt i wydaje mi się, że niektóre uwagi czy podpowiedzi, które im dałem, wprowadzają w swoje treningi, jak i podczas meczów.
Teraz ważnym obszarem współpracy z piłkarzami jest komunikacja, która stale się zmienia. Młodzi ludzie chcą być przed wszystkimi, sprawnie poruszają się w mediach społecznościowych, czego nie obserwowaliśmy we wcześniejszych latach. Kiedyś Didier Deschamps powiedział, że mocno zaskoczyło go to to, że np. zawodnicy głośno puszczają muzykę przed meczem, bo kiedyś to było nie do pomyślenia. Pan stara się nadążać za tym nowym pokoleniem, nie przeszkadza panu, że młodzi piłkarze są zamknięci w swoich bańkach?
Z pewnością dużo się zmieniło od czasów, kiedy ja grałem w Polsce. Natomiast jeżeli trener chce się rozwijać, to musi nadążać za rozwojem techniki i przede wszystkim mentalności. Bo dzisiaj wygląda to tak, że jeden potrzebuje spokoju, a drugi chce posłuchać muzyki. Jeżeli cała drużyna to akceptuje, to ja nie mam z tym problemu. Jeśli to im pomoże w tym, żeby dobrze przygotować się do treningu czy do meczu, to jak najbardziej to rozumiem. Przystosowałem się do tego i akceptuję te zmiany, bo trzeba iść z duchem czasu. Nie ma sensu czegoś zabraniać, bo przecież w przyszłości nie da się tego zakazać całkowicie. Bardzo ważna jest akceptacja tych zmian i przyzwyczajeń. Trzeba to umiejętnie wszystko połączyć. Bywają różne sytuacje, ale trzeba to pogodzić, znaleźć złoty środek. Indywidualne podejście i akceptacja tego, co dzieje się wokół - to najważniejsze elementy. Piłka się rozwija i za dwa lub trzy lata będziemy rozmawiać o kompletnie innych zagadnieniach. Jedno się nie zmienia, czyli moje podejście do zawodników i drużyny, których chciałbym nieustannie rozwijać. Poprzez treningi i rozmowy chcę pokazać im drogę.
Poruszył pan już pokrótce wątek swojej kariery piłkarskiej. Zastanawiam się, czy wynalazł pan jakiś eliksir młodości, bo w wieku 37 lat grać w Bundeslidze na wysokim poziomie to wielka sztuka…
Czasami się zastanawiam, czy ja nie grałem w tę piłkę za długo. Dosyć późno rozpocząłem swoją ścieżkę trenerską – może przez to. Wydaje mi się, że to jest jednak kwestia genów i podejścia, odpowiedniej diety. Organizm to wytrzymał, bo jakbym czuł, że coś jest nie tak, to pewnie wcześniej bym skończył grać. I tak skończyłem grubo po czterdziestce przez kontuzję, bo jeśli bym wcześniej nie zerwał więzadeł w stawie skokowym, to pewnie pograłbym jeszcze z dwa lata dłużej. Wydaje mi się, że najwięcej zrobiły chęci, zadowolenie z grania i geny.
Janusz Góra i legendarna klata magazynu RAN https://t.co/Su5eUR4hls
— Mateusz Borek (@BorekMati) August 18, 2018
Tym bardziej niespotykane jest to pod tym względem, że bywali zawodnicy, którzy w latach 80. – 90. zeszłego wieku źle się prowadzili, natomiast często na boisku prezentowali odmienną formę. Natomiast u pana było wzorowe prowadzenie się i wszystko pokrywało się także z formą sportową…
Jeżeli prowadzi się życie rozrywkowe, to w pewnym momencie się to czuje i organizm już nie daje rady. Młody organizm jeszcze być może jest w stanie sobie z tym poradzić, ale na dłuższą metę to się nie sprawdza. Zawodnicy, którzy pozwalali sobie na różne rzeczy, owszem byli w stanie grać na wysokim poziomie, ale nie grali długo. I to jest właśnie ta różnica, że można przedłużyć sobie karierę przez odpowiednie zachowania i nawyki.
W Śląsku wywalczył pan Puchar i Superpuchar Polski, ale w gablocie zabrakło tego najważniejszego, czyli mistrzostwa kraju. Mieliście wtedy potężną ekipę – m.in. Ryszard Tarasiewicz, Waldemar Prusik, Paweł Król, Zbigniew Mandziejewicz czy inni znani gracze. Jest w panu pewne niespełnienie, że nie udało się wygrać ligi?
Na pewno jest niedosyt. Brakuje mi tego tytułu mistrza kraju ze Śląskiem, bo mieliśmy bardzo dobrą drużynę, patrząc na umiejętności indywidualne. Zabrakło nam troszkę gry zespołowej. Ale już trudno, nie chcę do tego wracać. Przypominam sobie moment, w którym mieliśmy 11 zawodników w reprezentacjach Polski, czy to w olimpijskiej czy w pierwszej kadrze. Szkoda mi tego okresu, gdzie faktycznie stać nas było na więcej.
To jest jednak pewnego rodzaju unikat, że w Śląsku cały czas zachowana jest ta klubowa tożsamość pod takim względem, że są osoby związane z klubem, które kiedyś reprezentowały jego barwy. W rezerwach mamy trio Krzysztof Wołczek – Piotr Celeban – Mariusz Pawelec, pan w roli trenera U-19, a przecież dyrektorem sportowym jest kapitan mistrzowskiej drużyny z 2012 roku Dariusz Sztylka. Czy to jest podejście w skali polskiej trochę na wymarciu, bo mam wrażenie, że niektóre kluby nie korzystają już tak obszernie z wiedzy lokalnych legend?
Nie znam dokładnej sytuacji w innych klubach, ale np. w Legii Warszawa czy Lechu Poznań też pracują ludzie, którzy kiedyś zaistnieli w tych klubach i teraz pomagają. Uważam, że to jest bardzo dobry trend i warto to utrzymać, żeby zawodnicy, którzy kiedyś osiągali sukcesy z danym klubem, po zakończeniu kariery doprowadzili do rozwoju zespołu. Mówię o Legii i Lechu, bo tam mam bliższe kontakty. Muszę powiedzieć, że jest grono ludzi, którzy kiedyś grali, a teraz obsadzani są na różnych stanowiskach, np. w drużynach młodzieżowych czy skautingu. Tak powinno być to kontynuowane.
W Lechu Poznań miał pan szansę być przez krótki czas trenerem pierwszego zespołu po zwolnieniu Dariusza Żurawia. Poradził pan sobie dobrze, bo ten okres pracy zwieńczony został bezbramkowym remisem z Legią. Nie było w panu żadnych ambicji, żeby spróbować jeszcze swoich sił w prowadzeniu seniorskiej drużyny czy jednak ta misja rozwoju młodzieży, o której wspomnieliśmy, ciągle przeważała?
Muszę powiedzieć, że nie postawiłem jeszcze kropki jeśli chodzi o ten temat. Teraz podjąłem się wyzwania w Śląsku i będę starał się wykonywać to jak najlepiej potrafię. Na razie mamy taką sytuację i nie wybiegajmy za bardzo w przyszłość. Wiele rzeczy w piłce dzieje się z dnia na dzień. Nie zamykam się na inne tematy, ale w tej chwili jestem we Wrocławiu i chciałbym dobrze spełniać się w obecnej roli.
Janusz Góra #BelaLiga pic.twitter.com/IUtudBOMEF
— Vertragsamateur Belamigović (@hannoderbus) July 25, 2019
W Polsce trwa ogólnokrajowa debata nad przyszłym selekcjonerem narodowej kadry. Pan opowiada się za którą opcją? Polak czy obcokrajowiec?
Ja postawiłbym na Polaka.
A konkretnie?
Przewijało się już te nazwisko, ale nie chcę zdradzać. Wśród tych nazwisk, które się pojawiały w mediach, to jest to trener, którego z pełną świadomością bym polecił jako selekcjonera. Uważam, że by sobie poradził. Troszeczkę mnie drażni, że w sytuacji jak ma przyjść trener zagraniczny, to on ma zarabiać fortunę, a w przypadku zatrudnienia Polaka jest zupełnie inna narracja. Przeszkadza mi, że polskiego trenera przy tej samej pracy ceni się znacznie mniej niż zagranicznego.