Przełamana niefortunna seria! Trwała aż 30 lat
20.03.2025 (06:00) | Jan Pindral_67dad6adc8679.jpg)
fot.: Paweł Kot
Wrocławianie od 1995 roku nie potrafili pokonać Stali Mielec na jej terenie. W ostatni weekend ta seria została jednak przerwana – Śląsk odniósł pewne zwycięstwo 4:1, przełamując wieloletnią niemoc w Mielcu.
Stal Mielec jest bardzo niewygodnym rywalem dla Śląska Wrocław. Wojskowi mają z nią problemy zarówno na własnym stadionie – Tarczyński Arena, jak i na kultowym Stadionie Miejskim w Mielcu im. Grzegorza Lato.
Jeśli spojrzymy na bilans ostatnich dziesięciu spotkań, Śląsk wygrał zaledwie trzy z nich. Jeszcze gorzej wygląda statystyka meczów wyjazdowych: w pięciu starciach udało się odnieść tylko jedno zwycięstwo, dwa razy padł remis, a dwukrotnie lepsza była Stal.
Ostatnie wyjazdowe zwycięstwo Śląska w Mielcu miało miejsce 18 listopada 1995 roku. Wówczas podopieczni Romualda Szukiełowicza pewnie wygrali 3:1 po bramkach Lesława Grecha, Jarosława Góry oraz samobójczym trafieniu Rafała Oprzondka.
Na kolejny mecz obu drużyn w Mielcu trzeba było czekać aż do powrotu Stali do Ekstraklasy w 2021 roku. Wówczas spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem, które było wielkim rozczarowaniem dla kibiców Śląska. Goście nie potrafili wytworzyć sobie żadnej dogodnej sytuacji pomimo gry w przewadze pod koniec spotkania. W całym meczu oddali tylko jeden celny strzał.
Na kolejne spotkanie drużyna jechała w zupełnie innych nastrojach. Zamiast walczyć o europejskie puchary, przedostatnia kolejka sezonu stała się dla Śląska meczem o utrzymanie. Wszystko wskazywało na to, że piłkarze wrócą do Wrocławia z trzema punktami. Już w 6. minucie Robert Pich, po podaniu od Dennisa Jastrzembskiego, wpakował piłkę do niemal pustej bramki, dając Śląskowi prowadzenie.
Mimo dalszych ataków z obu stron wynik długo pozostawał bez zmian. Gdy kibice Śląska powoli szykowali się do radości z trzech punktów, przyszło brutalne rozczarowanie. W 93. minucie, po rzucie wolnym, Matras wyrównał dla Stali, przez co spotkanie zakończyło się wynikiem 1:1.
Po bardzo słabym sezonie i nowym początku pod wodzą Ivana Djurdjevicia oczekiwano od Śląska niczego innego jak zwycięstwa. Każdy, kto oglądał tamten mecz, na długo go zapamięta – niestety nie z powodu efektownej wygranej, lecz przez kuriozalną bramkę samobójczą.
Gospodarze objęli prowadzenie już w 24. minucie po fatalnym błędzie Nahuela Leivy. Wrocławianie przez cały mecz nie mieli żadnego pomysłu na grę – nie tylko nie potrafili zagrozić bramce rywala, ale nawet doprowadzić do wyrównania.
Spotkanie ostatecznie zamknęła katastrofalna akcja duetu Szromnik & Hyjek. Ten drugi, próbując wycofać piłkę, uderzył ją mocno do tyłu z okolic połowy boiska. Niefortunna interwencja ówczesnego kapitana sprawiła, że futbolówka wpadła do siatki, tworząc jedną z najbardziej absurdalnych sytuacji w polskiej piłce ostatnich lat. Po tym golu goście całkowicie stracili wolę walki i zasłużenie przegrali 0:2.
Pomimo znakomitego poprzedniego sezonu, zakończonego wicemistrzostwem Polski, początek rozgrywek nie układał się dla Śląska najlepiej. Wrocławianie najpierw zremisowali 1:1 z Koroną Kielce, a następnie przegrali w derbach z Zagłębiem Lubin. Zwycięstwo ze Stalą byłoby niezwykle cenne, zwłaszcza że w kolejnym meczu czekało ich starcie z silnym Lechem Poznań.
Trójkolorowi rozpoczęli spotkanie bardzo mocno – już w 5. minucie Mateusz Żukowski trafił do siatki, jednak radość nie trwała długo. Po analizie VAR sędzia anulował bramkę. Kolejna groźna akcja miała miejsce dopiero w 36. minucie, kiedy to piłka trafiła do Marcina Trąbki, a ten prostym strzałem dał prowadzenie Stali.
Sędzia Krzysztof Jakubik pośpieszył się jednak z gwizdkiem, dyktując rzut karny po zagraniu ręką Schwarza. Na domiar złego dla gospodarzy, debiutujący w bramce Kacper Trelowski obronił jedenastkę, co wywołało niemałe kontrowersje. Dla młodego golkipera mecz, który mógł być pięknym debiutem, szybko jednak zamienił się w koszmar.
Pod koniec pierwszej połowy kompletnie źle obliczył tor lotu piłki po strzale Hinokio z dystansu. Wydawało się, że futbolówka nie sprawi mu problemów, jednak ten ja zignorował i wpadła do siatki. Po przerwie Japończyk ponownie świetnie uderzył z pola karnego, a chwilę później Trąbka – który wcześniej niemal zdobył gola – dołożył trzecie trafienie dla gospodarzy.
W końcówce honorową bramkę z rzutu karnego zdobył Erik Expósito, ale kibice Śląska byli już pewni jednego – widmo walki o utrzymanie, które towarzyszyło drużynie w poprzednich dwóch sezonach, znów może stać się rzeczywistością. (RELACJA)
Wszyscy wiemy jak wygląda obecnie sytuacja Śląska i jak kluczowym meczem było to ze Stalą. Spotkanie rozpoczęło się od mocnego akcentu wrocławian, którzy już w 9. minucie wyszli na prowadzenie po trafieniu Aleksandra Paluszka. Gospodarze jednak błyskawicznie odpowiedzieli po kontrowersyjnym rzucie karnym, po którym bramkę zdobył Piotr Wlazło. Najważniejszym momentem pierwszej połowy okazała się czerwona kartka dla Damiana Kądziora, która znacznie skomplikowała sytuację Stali i również wzbudziła spore kontrowersje.
Po przerwie Śląsk dążył do przechylenia szali zwycięstwa na swoją korzyść. W 51. minucie wrocławianie otrzymali rzut karny po faulu Mateusza Matrasa na Arnau Ortizie, jednak Petr Schwarz trafił w słupek. Mimo to goście nie zwolnili tempa - w 72. minucie Assad Al Hamlawi dał prowadzenie wrocławianom, a kilka minut później fenomenalnym strzałem popisał się Petr Schwarz, rehabilitując się za zmarnowany wcześniej rzut karny. W doliczonym czasie gry Burak Ince wykorzystał zamieszanie w polu karnym i ustalił wynik spotkania na 4:1. W taki sposób pierwszy raz od 30 lat Wrocławianie zwyciężyli w Mielcu.