Z rezerw do pierwszej drużyny. Kręta droga piłkarzy Śląska

27.08.2023 (06:00) | Marcin Sapuń
uploads/images/2023/6/356182986_272455812030765_6609221352813687252_n_6496a014af931.jpg

fot.: Rafał Sawicki

Podstawowym celem zespołu rezerw jest stworzenie i przygotowanie zawodników do gry w pierwszym zespole. Sprawdziliśmy, jak radzi sobie z tym Śląsk i czy we Wrocławiu przebicie się młodzieży do ekstraklasowego WKS-u jest realnym problemem, zauważalnym również przez ludzi związanych przed wiele lat z klubem. 



 

Odkąd do ekstraklasy wprowadzono zapis o grze młodzieżowca, większą uwagę poświęcamy graczom do 21. roku życia. Przed rozpoczęciem poprzedniego sezonu przepisy te zmodyfikowano, a Śląsk w klasyfikacji zajął siódme miejsce. W najwyższej klasie rozgrywkowej zagrało dziewięciu Polaków urodzonych w 2001 roku lub wcześniej, którzy łącznie na boisku spędzili 4004 minuty, co daje niecałe 12% procent łącznego czasu gry wszystkich graczy WKS-u. Wśród dziewięciu młodzieżowców, czterech z nich to piłkarze, którzy są wychowankami Śląska lub dołączyli do wrocławskiego klubu przed ukończeniem 16 lat

Ostatnie odejścia młodych piłkarzy (w tym na wypożyczenia) skłaniają do przemyśleń, czy temat przebicia się wrocławskiej młodzieży do pierwszej drużyny jest realnym problemem w Śląsku? Jeśli tak, z czego wynika? 

SIEDMIU WSPANIAŁYCH 

Kluczem jest jak najlepsze przygotowanie zawodników, by byli gotowi na sportowy awans i przejście do pierwszego zespołu - powiedział w niedawnym wywiadzie trener drugiego zespołu Śląska, Michał Hetel. Jednak, kiedy sprawdzimy, ilu zawodników z rezerw (wychowanków i osób, które dołączyły do klubu do 16 roku życia) zagrało chociażby w jednym oficjalnym meczu pierwszej drużyny, liczba ta będzie dosyć średnia. W ostatnich pięciu sezonach, taka sytuacja tyczy się siedmiu piłkarzy. Ile rozegrali minut? 

  • Karol Borys - 263 minuty
  • Mateusz Stawny - 102 minuty
  • Bartosz Boruń - 64 minuty
  • Marcin Szpakowski - 27 minut
  • Krzysztof Kurowski - 7 minut
  • Filip Gryglak - 1 minuta
  • Łukasz Gerstenstein - 1 minuta

NOWE TWARZE W NOWYM SEZONIE

Zanim dyrektor sportowy David Balda sprowadził na Oporowską nowych zawodników, w pierwszych sparingach trener Jacek Magiera musiał dużo eksperymentować, by wyznaczyć dwie odmienne jedenastki na obie połowy. Dlatego na treningach i pierwszym sparingu z Jaworzanką Jawor, zobaczyliśmy kilku młodych graczy, których znaliśmy dotąd z drugoligowych rezerw lub drużyny U-19. I tak na murawie zameldowali się między innymi bracia Kurowscy, Aleksander Wołczek, Jakub Jezierski, czy Dawid Matuszewski. Co ważne, dla niektórych z nich, mecz ze spadkowiczem z IV ligi nie był jedyną okazją na sprawdzian w przedsezonowych sparingach. 

Liczba minut rozegranych w letnich sparingach przez młodzieżowców, którzy nie zadebiutowali w pierwszym zespole przed rozpoczęciem sezonu: 

  • Kacper Trelowski (bramkarz) - 208 minut
  • Bartosz Głogowski (bramkarz) - 33 
  • Stanisław Szczyrek (obrońca) - 60
  • Allen Rozum (obrońca) - 60
  • Krzysztof Kurowski (obrońca) - 207
  • Aleksander Wołczek (pomocnik) - 119
  • Jakub Jezierski (pomocnik) - 135
  • Miłosz Kurowski (pomocnik) - 225
  • Patryk Bednarczyk (napastnik) - 38
  • Jakub Lutostański (napastnik) - 40
  • Dawid Matuszewski (napastnik) - 95

Ponad miesięczne obserwacje sztabu szkoleniowego wystarczyły, żeby zdecydować się, kogo włączyć w szeregi pierwszej drużyny. I tak do rozgrywek ekstraklasy włączono siedmioro z nich: Trelowskiego, Głogowskiego, Szczyrka, Lutostańskiego, Wołczka i braci Kurowskich. 

Skupiając się tylko na zawodnikach od kilku lat związanych ze Śląskiem, w nowym sezonie póki co zadebiutował tylko uczestnik tegorocznych Mistrzostw Europy U-17, Krzysztof Kurowski. Lewy obrońca rozegrał siedem minut w meczu 4. kolejki ze Stalą Mielec (1:3) i była to jego jedyna obecność w kadrze meczowej Wojskowych. 

NIE ZDĄŻYLI SIĘ PRZEBIĆ, WYBRALI NOWE MIEJSCA 

Zamiast o solidnych, gotówkowych transferach wychowanków lub młodych zawodników, we Wrocławiu częściej mówi się o niespełnionych piłkarzach, którzy nie zdążyli przebić się pierwszego składu i dostać szansy lub nie udowodnili swoich umiejętności i częściej grali w rezerwach Śląska niż w ekstraklasie. Tak było chociażby z Mariuszem Idzikiem, Adrianem Łyszczarzem, Sebastianem Bergierem, Marcinem Szpakowskim, Bartoszem Boruniem, Olivierem Wypartem i kilkoma innymi. 

Szczególnie ciekawy jest przypadek ostatniej dwójki. W przeciwieństwie do pozostałych wymienionych piłkarzy, nie zdążyli zadebiutować w ekstraklasie, chociaż ze Śląskiem byli związani od dziecka. Stopniowo wspinali się po rocznikowych szczeblach, aż dotarli najpierw do rezerw, a potem pierwszej drużyny. Trenowali z nią, jeździli na obozy przygotowawcze, ich nazwiska znajdowały się w kadrach meczowych, ale żaden z trenerów nie dał ani jednemu ani drugiemu okazji, by zagrał pierwszy raz w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jedynie Boruń dwukrotnie wystąpił w meczach Pucharu Polski, notując łącznie 64 minuty. Obaj obrońcy w poszukiwaniu regularnej gry i “wyjścia ze strefy komfortu” (słowa Oliviera), wybrali drugoligowe kluby (Wypart - Skrę Częstochowa, Boruń - GKS Jastrzębie). 

- Zarówno Wypart i Boruń na razie są w drugiej lidze, będą walczyć w kolejnych sezonach o wyższe cele i wcale nie jest powiedziane, że w przyszłości w tej ekstraklasie nie zagrają. Natomiast na pewno muszą poprawić wiele elementów nie tylko taktycznych, technicznych, czy związanych z motoryką, ale też lub przede wszystkim związanych z odpowiednią mentalnością i charakterem. I znowu zmierzamy do oceny potencjału. Samo pojawienie się na treningu, obozie, sparingach jeszcze o niczym nie świadczy. 

- powiedział w rozmowie z nami były szkoleniowiec Śląska II, Piotr Jawny. 

W ostatnich dwóch miesiącach głośno zrobiło się również za sprawą wypożyczenia Łukasza Gerstensteina do Stali Mielec. 18-latek to jeden z wyróżniających się zawodników drugiego zespołu Śląska. W rezerwach wystąpił w 42 meczach i zanotował cztery asysty. W poprzednim sezonie w trakcie rundy wiosennej został włączony w szeregi pierwszego zespołu i zadebiutował nawet w spotkaniu z Rakowem, wchodząc na murawę w 89. minucie. Jednak po rozstaniu z Ivanem Djurdjeviciem, nowy trener Jacek Magiera nie za bardzo widział miejsce w składzie dla lewego obrońcy/wahadłowego, więc klub zdecydował się na wypożyczenie go do drużyny Kamila Kieresia. 

"Gery" w Stali został podstawowym młodzieżowcem i zagrał we wszystkich sześciu meczach, zbierając całkiem pozytywne opinie w Mielcu, a w ostatnim spotkaniu z Radomiakiem (2:0), zdobył nawet swoją premierową bramkę w ekstraklasie. Wypożyczenie Gerstensteina kończy się w czerwcu 2024 roku i właśnie w tym samym czasie młodzieżowiec stanie się wolnym zawodnikiem, chyba, że ktoś we Wrocławiu zdecyduje się na rozpoczęcie rozmów nad nową umową

KLUCZOWE SŁOWO - AKADEMIA 

Mówiąc o szkoleniu młodzieży i ewentualnych przejściach do ekstraklasowego Śląska, należy zatrzymać się przy klubowej akademii, która jest kluczem do stworzenia odpowiednich warunków dla wychowanków i młodych piłkarzy, którym marzy się gra na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Dlatego ten wątek poruszyliśmy z legendą Śląska Wrocław Tadeuszem Pawłowskim, który w latach 2018-2020 był dyrektorem akademii WKS-u. 

- W Śląsku tak naprawdę nie ma akademii, jest tylko z nazwy, ale nie ma ona domu. Młodzi piłkarze trenują po całym Wrocławiu, jeżdżą po całym mieście i tracą na to zbędny czas. To nie jest profesjonalne podejście. Istotna jest baza, a nie zapowiada się na to, by budowa akademii została ukończona w najbliższych trzech latach, a to jest bardzo optymistyczny termin. Bardziej celowałbym w pięć lat. 

- podkreśla 69-letni szkoleniowiec. 

Baza, to nie jedyny problem, który widzi trener Pawłowski. Są nimi również fundusze, które trzeba wyłożyć, by ściągnąć młodych, utalentowanych, a przede wszystkim perspektywicznych zawodników do klubu. Jak dobrze wiemy, w ostatnich latach jest z tym ciężko, dlatego młodsze roczniki omijają Trójkolorowych, a co gorsze, odchodzą ze Śląska do innych akademii (przykład mistrzów Polski U-15, którzy wybrali Legię Warszawa i Pogoń Szczecin). 

- Moim zdaniem, obecna akademia Śląska Wrocław jest w drugiej lub trzeciej klasie. Jeśli młody piłkarz ma talent, jego pierwszym wyborem będzie Lech Poznań, Legia Warszawa, Pogoń Szczecin, czy Zagłębie Lubin. To są akademie, które mają swoich skautów jeżdżących na różne turnieje i wyłapują dobrych zawodników. To może nie są wygórowane pieniądze, ale trzeba je zainwestować. Niestety w ostatnim okresie nie słyszałem, by Śląsk zapłacił za jakiegoś młodego i perspektywicznego gracza

- kontynuuje były piłkarz Wojskowych. 

To nie koniec zmian, które potrzebuje akademia, by chociaż zbliżyć się do wyczekiwanego poziomu. Aby zbudować młodego piłkarza potrzebni są fachowcy na ławce trenerskiej. Bez tego, żaden piłkarz nie będzie w stanie rozwinąć się na tyle, by w kolejnych latach stopniowo wspinać się po szczeblach rozgrywkowych. 

- Największym skarbem akademii piłkarskich są trenerzy. Od ich jakości zależy poziom wyszkolenia zawodników. Niestety we Wrocławiu dużo oszczędza się na tym i szkoleniowiec pracuje na dwóch, trzech etatach, a jest to naprawdę niewygodne

- podkreśla Tadeusz Pawłowski. 

Kiedy we Wrocławiu doczekamy się akademii z prawdziwego zdarzenia? Budowa ma ruszyć w okolicach 2024 roku, a w marcu 2023 r., Śląsk otrzymał dofinansowanie w kwocie 10 milionów złotych z Ministerstwa Sportu i Turystyki, które zostanie przeznaczone na budowę pierwszego etapu. Cały koszt stworzenia akademii na Nowych Żernikach ma wynieść około 100 milionów złotych. 

SYTUACJA W TABELI PRZYCZYNĄ NIECIERPLIWOŚCI? 

Odkąd wprowadzono przepis o młodzieżowcu, Śląsk konsekwentnie szukał piłkarzy poza własną akademią, którzy już na samym starcie będą wzmocnieniem, a nie uzupełnieniem kadry. Dlatego we Wrocławiu mogliśmy gościć Przemysława Płachetę (Podbeskidzie), Mateusza Praszelika (Legia Warszawa), Przemysława Bargiela (juniorzy AC Milan), Marcela Zyllę (rezerwy Bayernu Monachium), czy Łukasza Bejgera (juniorzy Manchesteru United). Oczywiście w przypadku trójki z nich (Płacheta, Praszelik, Bejger), taki zabieg opłacił się, bo wymienieni zawodnicy stanowili lub dalej stanowią o sile zespołu WKS-u, a dodatkowo klub zarobił na nich kilka milionów euro. 

Wrocławianie w ostatnich okienkach transferowych postawili również na tzw. "zagraniczny zaciąg", czego efektem było przyjście do Śląska takich zawodników jak: Quintana, Verdasca, Garcia, Cotugno, Raicevic, Marković. Z kolei nie dano za bardzo wykazać się piłkarzom, którzy w Śląsku trenują od najmłodszych lat. Dlaczego? Na pewno jednym z wyznaczników była i jest sytuacja klubu w tabeli. Mając nóż na gardle, jak w ostatnich dwóch sezonach, nie każdy zdecydowałby się na podjęcie ryzyka i stopniowe wdrażanie młodych chłopaków do gry na najwyższym szczeblu. Bezpieczniejsze jest stawianie na bardziej doświadczonych graczy w piłce seniorskiej, chociaż jeśli dany klub chce się rozwijać, jednym z jego elementów jest “produkcja” zawodników z zespołów juniorskich i rezerw do pierwszej drużyny. 

- W Śląsku było dużo piłkarzy, który weszli do pierwszej drużyny, ale nie takich, którzy przebiliby się do kadry na stałe i reprezentacji Polski. Na pewno nie pomaga w rozwoju sama sytuacja w tabeli. Jeśli Śląsk grałby w środku tabeli, to moglibyśmy wtedy odważniej wprowadzać młodych zawodników na różne pozycje

- mówi nam Tadeusz Pawłowski. 

Jednak przysłowiowa piłka nie leży tylko po stronie pionu sportowego, ale również kierowniczego, którego polityką powinna być gra wychowankami - tak twierdzi nasz rozmówca, który ma doświadczenie w pracy z młodzieżą nie tylko w Polsce. 

- Inną kwestią jest rola pionu zarządzającego klubem, by wywierać wpływ na to, żeby raz do roku co najmniej jeden młody piłkarz wszedł z akademii do pierwszej drużyny. Natomiast nie mam tu na myśli sytuacji, w której chłopak przez kilka meczów przesiedzi na ławce. Wręcz przeciwnie, trzeba dać mu minuty na boisku. Według mnie, na wejście takiego gracza między 25 minutą którejś z połów do pełnego czasu gry, trzeba poświęcić na to od pół roku do całego sezonu. Gdybyśmy wypracowali taki model, w ciągu pięciu lub dziesięciu lat mielibyśmy zawodników grających w pierwszym zespole i wiedzących, co to jest Śląsk, historia klubu, przeszli się do muzeum i zobaczyli, jakie sukcesy odnosił przed laty. 

podkreśla trener Pawłowski. 

ZMARNOWANY POTENCJAŁ I CZAS? 

Oczywiście nie zawsze wina leży tylko po jednej ze stron, czyli w tym przypadku klubu. Nie każdy młody piłkarz z akademii Śląska będzie od razu drugim Borysem, Kozłowskim, czy Skórasiem. Dość często gra w najwyższej klasie rozgrywkowej weryfikuje umiejętności i formę poszczególnych chłopaków. Nie tylko we Wrocławiu możemy znaleźć przykłady, gdzie zawodnik, wypożyczony lub odchodzący do zespołu z niższej ligi, dopiero tam jest w stanie rywalizować na takim poziomie, by pokazać, na co go stać. Przy braku konkretnych cech, nie da się na siłę zbudować piłkarza gotowego na występy z najlepszymi w ekstraklasie. 

- Jeśli piłkarz jest utalentowany na ekstraklasę, to w wieku około 18 lat powinien już w niej grać. W niemieckich klubach daje się młodemu zawodnikowi z akademii dwa lata na wejście do pierwszego zespołu. Jeśli nie przebije się, jest doświadczonym zawodnikiem rezerw lub zostaje sprzedany/wypożyczony

- tłumaczy nam Tadeusz Pawłowski 

Jak już wyżej zostało przedstawione, od momentu awansu rezerw WKS-u do II ligi, drogę z drugiej do pierwszej drużyny przebyło sześciu graczy (licząc wychowanków + młodzież, która trafiła do Śląska przed ukończeniem 16 lat), z czego więcej niż 50 minut rozegrała tylko połowa z nich (Boruń, Borys i Stawny). To dosyć mało, a przecież podstawowym celem rezerw jest tworzenie szans młodym piłkarzom na przebicie się do pierwszego zespołu, grającego w ekstraklasie. Czy w takim razie można powiedzieć, że w pewnym sensie, gra przez trzy sezony na zapleczu I ligi został zaprzepaszczona, jeśli weźmiemy pod uwagę tylko temat artykułu? 

- Też mam takie wrażenie , że pobyt rezerw w drugiej lidze został w dużym stopniu zmarnowany i zbyt łatwo wypuszczono z rąk coś co jeszcze kilka lat temu wydawało się nieosiągalne , czyli poziom centralny drugiego zespołu. Zupełnie tego nie doceniono i nie wykorzystano. Ale to głównie dlatego, że Śląsk nie planuje niczego na kilka lat naprzód , nie ma wizji wprowadzania konkretnych zawodników , nie ma wizji i modelu gry, który by rozwijał młodych zawodników, tylko działa doraźnie od przypadku do przypadku , często zmienia trenerów

- powiedział nam Piotr Jawny, trener Śląska II Wrocław w latach 2014-15 i 2018-2021

Gdzie w takim razie popełniono błąd? Według 51-latka, w klubie przede wszystkim źle ocenia się potencjał młodzieżowców. 

- W Śląsku źle ocenia się potencjał poszczególnych młodych zawodników, co prowadzi do częstego podpisywania kontraktów z zawodnikami bez potencjału Ekstraklasowego , do ich nadmiernego ogrywania , a z kolei nie podpisuje się kontraktów z tymi co taki potencjał posiadają

SPADKI NIE POPRAWIĄ SYTUACJI? 

W sezonie 2022/23 Wrocław nawiedziły ciemnie chmury. Niewiele zabrakło, a Śląsk zaliczyłby hat-trick spadków. Udało się uratować tylko drużynie, grającej w ekstraklasie. Rezerwy i zespół U-19 niestety znalazły się w strefach, gwarantujących degradację do niższej ligi. Tym samym Śląsk II spadł do III ligi, a U-19 zamiast w Centralnej Lidze Juniorów, rozgrywa swoje mecze w lidze wojewódzkiej. Nie trzeba dużo mówić, że gra z teoretycznie słabszymi przeciwnikami (nikomu nie ujmując), utrudnia już i tak wysoki przeskok między ligami, a także nie sprzyja transferom z innych klubów. 

-  Póki będzie taki stan rzeczy, nie ściągniemy żadnego obiecującego zawodnika. Ciężko będzie zatrzymać nawet młodszych zawodników Śląska, którzy będą zastanawiać się, czy przejść do rocznika skoro nie ma pewności powrotu do Centralnej Ligi Juniorów

- komentuje Jacek Bratek, redaktor Śląsknetu, który od kilkunastu lat jeździ na mecze juniorskich zespołów WKS-u. 

Podobnego zdania jest trener Tadeusz Pawłowski, który tak skomentował ostatnie wydarzenia: 

- Żaden młody chłopak nie przyjdzie do miejsca, gdzie nie ma Centralnej Ligi Juniorów, a tak mamy z zespołem do lat 19, który powinien być wizytówką klubu. Szkoda, że drugi zespół spadł, ale z drugiej strony, nie wiadomo, co jest lepsze. Czy długie wyjazdy po całej Polsce, czy nie lepiej ten czas poświęcić na treningi, tym bardziej, że w III lidze też grają seniorzy

Podsumowując, Śląsk po latach zaniedbań potrzebuje zmian, które pozwolą na tzw. "nowe otwarcie", którego efektem będzie między innymi zwiększona liczba wychowanków w klubie, co przyniesie dużo pozytywnych skutków dla WKS-u i to nie tylko finansowych.   

ZOBACZ też: KIBICE: Fanatyczny doping kibiców Śląska w Łodzi (WIDEO)

Bądź na bieżąco! Obserwuj Śląsknet na kanale WhatsApp. Odwiedź nas także na Facebooku, YouTubie, X (Twitterze), Instagramie oraz TikToku.