Co robi kierownik drużyny na zgrupowaniu? Kulisy pracy Szymona Mikołajczaka
25.01.2024 (06:00) | Marcin Polańskifot.: Marcin Polański
Piłkarz zapomniał zabrać kosmetyczki na obóz? Boisko nie nadaje się do rozegrania sparingu? Trzeba zorganizować transport nowego zawodnika do hotelu? To tylko kilka przykładów zadań, które trafiają do kierownika drużyny. Szymon Mikołajczak podczas zgrupowań Śląska Wrocław na brak pracy nie narzeka, ciągle w ruchu, ciągle pod telefonem, dostępny całą dobę.
- Szymon, wiesz gdzie jest pokój 247? – zbliżającego się do nas rozmówcę zagaduje jeden z zawodników. Kilka kolejnych kroków i znów przymusowy postój, bo na telefonie wyświetliła się ważna wiadomość. Tak wygląda codzienność pracy Mikołajczaka, łącznika między klubem a organizatorami obozu. Telefon musi być ładowany kilka razy dziennie.
- Czym się zajmuję? Mówiąc w skrócie moim zadaniem jest skoordynowanie wszystkiego dla potrzeb sztabu szkoleniowego. Trenerzy przekazują plan – kiedy boisko musi być gotowe, siłownia, jakie mają być godziny posiłków. Wszystko co jest potrzebne do codziennego funkcjonowania, a ja to dalej przekazuję do naszego opiekuna. W zasadzie nigdy nie wyłączam telefonu, choć wyciszam na noc powiadomienia z Whatsappa, ale gdyby ktoś zadzwonił, to jestem pod telefonem
– zapewnia.
Dla Szymona praca podczas zgrupowań nie jest niczym szczególnym, bo ma ich już za sobą kilkanaście, choć na początku brał w nich udział w innej roli. - Najpierw jeździłem na obozy z ramienia marketingu i mediów, potem jako asystent kierownika, a to mój trzeci obóz samodzielny – dodaje.
Praca kierownika drużyny wymaga czasem dyplomacji, czasem kreatywności, bo często pojawiają się sytuacje niespodziewane. Chociażby tu, w Chorwacji, gdy trzeba było przenieść trening na inne boisko. - Po wizytacji na obiekcie okazało się, ze są tylko trzy pełnowymiarowe bramki, a na zajęcia potrzebne były cztery. Także trzeba było poprosić o dostarczenie brakującej. Tutaj jednak współpraca wygląda bardzo dobrze, w Turcji bywało z tym różnie. Tam jest tyle zespołów, że im jest obojętne czy trener będzie zadowolony. Był na przykład problem pewnego razu ze złym stanem boiska, na którym mieliśmy rozegrać sparing. Zapewniano mnie, że rywale je widzieli i akceptują, ale nie do końca w to wierzyłem. Udało mi się zdobyć numer do kierownika tamtej drużyny i okazało się, że nie mają w ogóle świadomości jak wygląda murawa. Finalnie znaleźli inny obiekt, a przedstawiciel agencji był na mnie obrażony, że działałem za jego plecami. Tutaj wszystko wygląda zupełnie inaczej – opowiada.
Czy trenerzy mieli jakieś specjalne oczekiwania podczas obozów?
- Głównym oczekiwaniem jest, żeby murawa była zawsze podlana przed treningiem. Organizatorom to jest nie na rękę, bo łatwiej wtedy o uszkodzenia. Trener Lavicka się denerwował: „To ne profesjonal! Szymon czemu nie jest podlane.” To jest tak, że przed obozem organizatorzy obiecają wszystko, tylko potem jak się już jest na miejscu, a czegoś nie będzie, to przecież się nie wyjedzie. Można wyciągać jedynie wnioski na przyszłość na temat współpracy z daną firmą
– stwierdza.
Jak wygląda dzień na zgrupowaniu kierownika? Praca rozpoczyna się dużo wcześniej, nim wstaną zawodnicy i kończy, gdy już myślą o regeneracji. - Rano wstaję, sprawdzam czy pranie jest ogarnięte, weryfikuję czy drużyna wszystko zabrała na trening, potem przybiegam na boisko, pomagam, gdy czegoś potrzeba. Najwięcej pracy jest po południu i wieczorem, poukładanie tego, co potrzeba na kolejny dzień z przedstawicielem agencji – wyjaśnia, przy okazji szybko odpisując na komunikatorze, bo właśnie potrzeba doprecyzować dostępność siłowni na następny dzień.
Podczas samych treningów Mikołajczak także nie przygląda się tylko poczynaniom zawodników, ale także pomaga, chociażby wędrując po piłki, które niefortunnie poszybowały za ogrodzenie. - Nie lubię po prostu stać w miejscu i sam sobie wyszukuję czegoś do roboty. Z drugiej strony czym mam jej mniej, tym bardziej to oznacza, że wszystko jest dobrze zorganizowane – analizuje.
Zgrupowanie w Umagu jest nieco mniej obciążające dla Szymona, bowiem wcześniej był odpowiedzialny także za… pranie.
- To, co robili w innych klubach młodzi zawodnicy, a teraz także jest tak u nas, to było moim zadaniem. Zbierałem pranie brudne, potem jak wróciło z pralni, to segregowałem je według numerów, roznosiłem pod drzwi. To było trzy godziny dziennie razy dwa treningi. Cieszyłem się gdy było ciepło, bo wtedy mniej się brudziło rzeczy. Nawet starsi zawodnicy się denerwowali, że nie powinienem tego robić, że rozpieszczam młodych, ale chciałem mieć poczucie, że pomagam drużynie. Stopniowo jednak zaczęli się tym zajmować młodzi zawodnicy i teraz tylko koordynuję i nadzoruję te działania
– opisuje.
Mikołajczak jednak nadal z piłkarskim sprzętem nie rozstał się całkowicie, bowiem do Chorwacji dużą jego część przywiózł załadowanym po brzegi busem. Przyjazd z kilkoma osobami wcześniej, niż piłkarze, oznaczał gratisową siłownię przy załadunku i rozładunku skrzyń zawierających nie tylko stroje, ale także sprzęt fizjoterapeutów, czy suplementy.
W ferworze pracy kierownika zdarzają się też chwile wolnego. Korzystając z pobytu na Bałkanach Szymon spotkał się z Dino Stiglecem. - Utrzymujemy ze sobą kontakt. Dino tęskni za Wrocławiem, wspomina, że był to jego najlepszy okres w karierze. Kibicuje Śląskowi, ogląda wszystkie mecze. Twierdzi, że zawodników mamy słabszych, niż w jego czasach, ale widać, że to jest zespół. To się przekłada na wyniki – opowiada
Wiele osób żartuje, że także Mikołajczak dorzucił swoją cegiełkę do dobrych wyników WKS-u w tym sezonie, bowiem drużyna zaczęła gromadzić punkty, po tym gdy zmienił strój meczowy ze sportowego na elegancki. - Chłopacy oczywiście żartowali w szatni na ten temat. Przyszedł też wtedy do nas Peter Pokorny i mówiliśmy, że nie wiadomo czy to jego zasługa, czy moja. Potem jednak, jak wygraliśmy, gdy on pauzował za kartki, to stało się jasne, że to mój wpływ – śmieje się.
Choć praca kierownika do łatwych nie należy i bywają trudne chwile, to nasz rozmówca nie czuje zmęczenia i wypalenia. - W tej roli mam już niemal 350 meczów w Śląsku, bo wcześniej byłem także w zespole CLJ i rezerwach, także to już jest dosyć dużo. Cały czas też pomagam w kwestiach organizacyjnych drugiego zespołu i drużyny kobiecej – sprawy transferowe, zatwierdzanie zawodników, logistyka meczów. Pamiętam, że gdy zaczynałem pracę w klubie w dziale marketingu, to po dwóch miesiącach mówiłem, że kiedyś chciałbym być kierownikiem pierwszego zespołu, no i się udało. Jest to fajna praca, pełna wyzwań i bardzo ją lubię – zapewnia.
Przed Mikołajczakiem wkrótce być może kolejne wyzwanie. Samodzielnie jeszcze nie odpowiadał za sprawy organizacyjne udziału Śląska w europejskich pucharach.