''Podbeskidzie Jawnego i Dymkowskiego ma swój styl''
09.12.2021 (06:00) | Karol Bugajski
fot.: tspodbeskidzie.pl / Jakub Ziemianin
Przed rozpoczęciem sezonu trenerzy Piotr Jawny i Marcin Dymkowski po latach owocnej pracy odeszli ze Śląska II Wrocław. Ich nowym pracodawcą został spadkowicz z ekstraklasy Podbeskidzie Bielsko-Biała, a po zakończonej rundzie w I lidze sprawdzamy, co słychać u dobrze znanego duetu szkoleniowców. O lokacie barażowej, Kamilu Bilińskim i Mathieu Scalecie oraz specyficznym pomyśle na stałe fragmenty gry rozmawiamy z dziennikarzem portalu bielsko.biala.pl Bartłomiejem Kawalcem.
Podbeskidzie Bielsko-Biała prowadzone przez duet trenerski Piotr Jawny – Marcin Dymkowski po jesiennej części I ligi zajmuje 4. miejsce w tabeli. Spodziewał się pan tak wysokiej lokaty spadkowicza z ekstraklasy w tym momencie sezonu?
Ja osobiście się nie spodziewałem. Można powiedzieć, że latem w Bielsku-Białej mieliśmy trzęsienie ziemi, duże wietrzenie szatni, tak jak często dzieje się po spadku z najwyższej klasy rozgrywkowej. Trenerzy Piotr Jawny oraz Marcin Dymkowski zostali przedstawieni krótko po zakończeniu rozgrywek na szczeblu centralnym, przyjechali tutaj i początek lipca mieli naprawdę trudny, na treningach czasami nie było nawet dziesięciu piłkarzy. Pion sportowy na czele z dyrektorem sportowym Łukaszem Piworowiczem wykonał dużą pracę w celu skompletowania kadry. Wielu zawodników odeszło, czyli wielu musiało przyjść, a oni przychodzili w różnych okresach. Ci liderzy jak Goku Roman, Mathieu Scalet czy Giorgi Merebaszwili dołączali tak naprawdę na kilka dni przed 1. kolejką, bez okresu przygotowawczego. Ich wszystkich trzeba było wdrożyć, stąd taki słaby start sezonu, w końcu pierwsze cztery mecze przyniosły trzy remisy i porażkę. Wydawało się, że będzie kiepsko, trudno, dopiero później ta maszyna ruszyła.
W Bielsku-Białej był wtedy spokój, czy jednak szybko zaczęły pojawiać się głosy, że niedawny ekstraklasowicz dla duetu trenerskiego z II ligi to jednak za wysokie progi?
Zależy jak na to patrzeć i kto ma odpowiadać. Ja mogę powiedzieć, że sygnały, które płynęły zarówno od dyrektora sportowego, jak i trenera Jawnego były uspokajające, bo po prostu potrzeba czasu. W końcu po tak dużych perturbacjach, jakie Podbeskidzie przeszło latem, nie wystarczyło pstryknąć palcami, żeby wszystko właściwie działało. Od początku na pewno było widać, że ten zespół ma z góry nakreślony styl gry, oczekiwania wobec tego jak ma grać, to zresztą również bardzo jasno podkreślali szkoleniowcy. Czekaliśmy tylko na efekty tej pracy i powiedzmy sobie szczerze, że te efekty przyszły dosyć szybko.
To 4. miejsce uważam za sukces. Jeśli spojrzymy na przykład na tabelę sporządzoną na podstawie expected goals, tam Podbeskidzie jest tylko za Miedzią Legnica, czyli liderem I ligi. Mamy 32 punkty, a powinno być 37. Widać, że ten zespół grał ofensywnie, tak jak miał grać. Dominował, prowadził grę, zdobywał dużo bramek, bo to druga skuteczność w lidze wspólnie z Widzewem (35), więcej o jedną zanotowała tylko wspomniana Miedź. Mankamentem jest jednak to, że sporo traci – najwięcej spośród czołowej dziewiątki aktualnej tabeli (24) i nie stwarza zagrożenia po stałych fragmentach gry. To zresztą jest ciekawe, bo pytałem o to trenera Jawnego we wrześniu i powiedział mi, że po prostu nie przywiązują do tego większej wagi. Poświęcają na stałe fragmenty dwadzieścia minut w mikrocyklu, tygodniu i ich zespoły zwyczajnie w ten sposób goli nie strzelają. Podbeskidzie zdobyło jedną bramkę po rożnym, jedną po karnym, czyli to pewnie najgorsze wyniki w stawce. Kreuje jednak w inny sposób, na coś innego się nastawia, więc większym problemem jest oczywiście ta defensywa.
Podkreślamy, że trenerzy Jawny i Dymkowski współpracują jako duet w stuprocentowym tego słowa znaczeniu, co stanowi ciekawy model w polskiej piłce. Jak się to ocenia w Bielsku-Białej, nie ma obaw, że na dłuższą metę może się to okazać niebezpieczeństwem?
Oni często podkreślają tę swoją współpracę, że nie ma jednego, tylko są dwaj równorzędni pierwsi trenerzy, na dwóch konferencjach prasowych w końcówce rundzie jesiennej pojawili się nawet wspólnie, choć najczęściej jednak jest sam Jawny. Jak się to ocenia? Kiedy zespół wygrywa, to nikt o tym nie myśli, a kiedy idzie słabiej, to oczywiście zaczyna się wyszydzanie na zasadzie „trener Dymkowski jest od defensywy, czyli do zwolnienia”. Po wysokiej wygranej z Górnikiem Polkowice (4:0) pojawiały się głosy o awansie, a kiedy w dwóch ostatnich meczach jesieni Podbeskidzie dopisało sobie tylko punkt oczywiście już przeczytałem, że to jednak zespół na spadek. Tak to jest w tej naszej piłce, albo czarne albo białe, nigdy szare, jak kiedyś powiedział Leo Beenhakker. O tym duecie szkoleniowców pod Klimczokiem tak naprawdę się dużo nie mówi, nie pisze, a jednocześnie można powiedzieć, że jest jeszcze ten trzeci z przeszłością w Śląsku Tomasz Hryńczuk.
Podbeskidzie jesienią miało dużo dobrych momentów, jednak równocześnie zdarzały mu się bolesne potknięcia, jak właśnie kończąca jesień domowa porażka z dołującym GKS Katowice (1:2) czy bezdyskusyjne 2:4 na terenie lidera w Legnicy. Czy zespół trenerów Jawnego i Dymkowskiego w minionej rundzie w jakimkolwiek stopniu zapracował sobie na miano przewidywalnego, pewnego?
Po Podbeskidziu na pewno można spodziewać się tego stylu, o którym wspomniałem. Ma swój sposób gry, niezależnie od tego, co by się działo na boisku, w tym na pewno jest konsekwentne. Natomiast czy można nazwać ten zespół przewidywalnym? No właśnie nie. Bardzo dużo punktów w tej rundzie zostało straconych przez błędy indywidualne i to determinuje fakt, że Górale nie są w tabeli jeszcze wyżej. Nie chcę wymieniać poszczególnych nazwisk, natomiast wiele było takich spotkań, w których jedna sytuacja decydowała o tym, że spadkowiczowi z ekstraklasy nie udawało się utrzymać prowadzenia albo remisu. Niewiele było takich spotkań, w których rywal zdecydowanie narzucił swoje warunki. Z Miedzią się zgodzę, cztery bramki, najczęściej tracone po kontrach, jednak na przykład w Gdyni (0:1) to była porażka po stracie Mathieu Scaleta w środku pola, a z Koroną (2:3) po podaniu Mateusza Wypycha pod nogi rywala w doliczonym czasie i tak dalej. 1:1 z Odrą Opole w przedostatniej tegorocznej kolejce, a gdyby była lepsza skuteczność, nikt nie mógłby powiedzieć, że 4:1 dla Podbeskidzia to niesprawiedliwy wynik. Była tego naprawdę masa.
Defensywa to jedno, jednak trudno nie wspomnieć również o piłkarzach odpowiedzialnych za zdobywanie bramek przez bielszczan. Dobrze znany we Wrocławiu Kamil Biliński ma na swoim koncie przecież 14 goli i zimuje jako lider klasyfikacji strzelców – jak to się stało, że trener Jawny aż tak dobrze do niego dotarł? Jest centralną postacią ofensywy Podbeskidzia?
No tak, oddano mu też kapitańską opaskę i uczyniono z niego prawdziwego lidera zespołu. 14 bramek, ale także 5 asyst Bilińskiego w I lidze to ponad 50 procent wszystkich bramek Podbeskidzia tej jesieni. On już tę świetną formę zdążył pokazać w poprzednim sezonie ekstraklasy (był najlepszym strzelcem Górali, trafił jedenaście razy – przyp. red.), być może w jego przypadku zastosowanie ma to dobrze znane hasło o tym, że wino tym lepsze, im starsze. Doświadczenie na boiskach I ligi niewątpliwie ma duże znaczenie, a do tego dochodzi jakość. Myślę, że Biliński też się po prostu dobrze czuje w Bielsku-Białej, gdyby nie to, pewnie nie zdecydowałby się przecież na przedłużenie kontraktu po indywidualnie dobrym sezonie w ekstraklasie. On sam też już jest w takim wieku, ma rodzinę, że zdaje sobie sprawę, że jeśli gdzieś jest dobrze, to szkoda tego nie kontynuować. Wiosną Biliński ma do pobicia strzelecki rekord piłkarza Podbeskidzia w ekstraklasie albo I lidze – Krzysztof Chrapek w sezonie 2008/2009 zdobył 18 bramek, jest na to duża szansa, życzę mu tego.
Biliński to już znana marka, za trenerem Jawnym ze Śląska II przeniósł się jednak Mathieu Scalet i trochę obawiamy się, że w kolejnym okienku mogą być kolejni. Nie chodzi nawet o transfery, ale na przykład wypożyczenia, które młodym piłkarzom mogłyby pomóc, ale jednak osłabiłyby rezerwy. Czy coś jest na rzeczy?
Ja o to pytałem na samym początku, kiedy trener Jawny przychodził do Podbeskidzia. Mówił wtedy pół-żartem, pół-serio, że usłyszał, że jeśli będzie podbierał piłkarzy ze Śląska, to nie będzie już tutaj mile widziany. Natomiast to oczywiście z przymrużeniem oka, a poważnie, nie mam kompletnie żadnych informacji na ten temat. Niewykluczone, że coś się może dziać, ale jeśli już, to w pierwszej kolejności spodziewałbym się młodzieżowca, bo Podbeskidzie zimą może nie tyle musi, ale bardzo chce pozyskać nawet dwóch piłkarzy z tym statusem. Z potencjałem na grę w ekstraklasie, którzy w nowej rundzie mają wdrażać się w zespół i od przyszłego sezonu już regularnie występować. W Bielsku-Białej absolutnie nie będzie pieniędzy na transfery, więc rozglądają się właśnie za wypożyczeniami. Być może kontakty szkoleniowców Górali się w tej kwestii przydadzą, ale naprawdę nie znam żadnych szczegółów. Zupełnie bym się nie zdziwił. Co do Scaleta, jego rundę oceniam dobrze, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie przepracował okresu przygotowawczego, miał gorsze i lepsze momenty, ale wydaje mi się, że to jest związane właśnie z tym. Mocno liczę na niego wiosną, myślę, że jego umiejętności są wyższe niż na I ligę, spokojnie na ekstraklasę. Może nie na taki klub jak Śląsk, ale jak Podbeskidzie owszem. W Bielsku-Białej jest jednak często niedoceniany, co mnie bardzo irytuje, bo wykonuje niezwykle dużo czarnej, tytanicznej roboty w środku pola, której kibice nie dostrzegają. Chcę to bardzo mocno podkreślić. Rozmawialiśmy o 2:4 w Legnicy, tam brakowało Scaleta i była wielka dziura.
Jakie będą oczekiwania względem Podbeskidzia w nowej rundzie – lokata barażowa po 34 kolejkach to cel minimum?
Gdyby to pytanie zostało mi zadane przed rozpoczęciem sezonu, powiedziałbym, że w ogóle nie oczekuję w tym roku co najmniej baraży. Pamiętam sytuację po pierwszym spadku Podbeskidzia w 2016 roku, kiedy rozgrywki zakończyliśmy na 8. miejscu, a nawet do końca pierwszej rundy na stanowisku trenera nie dotrwał Dariusz Dźwigała. To zawsze jest bardzo trudne odnaleźć się po rozstaniu z ekstraklasą, więc uważam, że obecny wynik, w dodatku biorąc pod uwagę te okoliczności, o których powiedzieliśmy na samym początku, jest dobry, może nawet bardzo dobry. Przed rundą jesienną taką 4. lokatę na koniec roku wzięlibyśmy w ciemno, natomiast apetyt rośnie w miarę jedzenia, o czym po ostatnim meczu z GKS Katowice mówił też trener Jawny.
Teraz wszystko zależy od tego, co się wydarzy zimą. Szukamy piłkarzy z kartą na ręku, zobaczymy kogo uda się sprowadzić, wtedy będzie można ocenić cele. Plan po spadku zakładał, że awans ma nastąpić w ciągu trzech sezonów, czyli tak naprawdę zakończyła się dopiero pierwsza z tych sześciu rund. W Bielsku-Białej nikt nie będzie umierał za ekstraklasę i iść na przykład ścieżką ŁKS z poprzedniego sezonu, który chciał wrócić jak najszybciej za wszelką cenę, a teraz przeżywa problemy finansowe. W Podbeskidziu takich zapędów nie ma i nie będzie, celem jak najbardziej optymalnym jest utrzymanie miejsca w tej czołowej szóstce, barażach. Wszystko co powyżej to już w ogóle byłby bardzo dobry wynik, ponad miarę.