TOP 10 przełomowych momentów rundy

25.12.2021 (06:00) | Mateusz Włosek
uploads/images/2021/11/slask_6182f569a03b7.png

fot.: Paweł Kot

Czas płynie szybko, a rok chyli się już ku końcowi. W świątecznym czasie między kolejnym talerzem barszczu z uszkami a seansem popularnego amerykańskiego filmu zapraszamy na wspomnienia z minionej rundy. Przygotujcie chusteczki, niech dotrze do was pełna emocji fala wspomnień z udziałem piłkarzy Śląska. 



 

  • Odpadnięcie z eliminacji do europejskich pucharów 

Zaczniemy od pozaekstraklasowego tematu. Nic przed wyjazdem do Izraela na rewanżowy mecz z Hapoelem Beer Szewa nie zapowiadało takiej katastrofy. Śląsk przecież tydzień wcześniej wygrał 2:1, a piękną bramką popisał się Erik Exposito. Awans był na wyciągnięcie ręki, ale podopieczni Ronny’ego Levy’ego nie zamierzali być jego biernymi udziałowcami. Od początku rzucili się do ataku, a już przed upływem kwadransa na tablicy świetlnej widniał wynik 2:0. Najpierw fatalny błąd Szymona Lewkota, później strata Rafała Makowskiego i do tego dwa gwoździe wbite już po gwizdku sędziego na drugą część spotkania. Piekielna atmosfera na trybunach, duża waga meczu oraz zgoła inne od polskich warunki atmosferyczne – to wszystko czekało na graczy Śląska w Petach-Tikwie. Na domiar złego, po upływie 20 minut z boiska zszedł kontuzjowany Patryk Janasik, który w tamtym spotkaniu jako jeden z nielicznych próbował rozruszać grę wrocławskiego zespołu. Hapoel po przejściu WKS-u nie potrafił postawić się cypryjskiemu Anorthosisowi (1:3 w dwumeczu) i także zakończył swój udział w eliminacjach. Piękny romans z córką Ligi Europy zakończył się brutalnie, spoliczkowaniem i wyrzuceniem za drzwi. Mimo wszystko, w stolicy Dolnego Śląska na zawsze zapamiętany będzie jako ten, którego nie miało być, a cudem się zdarzył... 

 

  • Przewrotka Fabiana Piaseckiego w Gliwicach 

Nie można pominąć w tym zestawieniu momentu ikonicznego, jak i wielce symboliczna jest dzisiaj sama postać, która w tamtej akcji była głównym bohaterem przedstawienia. Przedostatnia sierpniowa kolejka ekstraklasy, letnia pogoda, festyn przed stadionem przy ulicy Okrzei w Gliwicach. A jako danie główne pojedynek Piasta ze Śląskiem. Wrocławianie przystępowali do niego po dwóch z rzędu remisach, w tym świeżo po dosyć kompromitującym bezbramkowym podziale punktów z Górnikiem Łęczna. Pierwsza połowa to istne szachy z obu stron, w trakcie naszej transmisji z Gliwic mówiliśmy o pojedynku taktycznym dwóch pięknych umysłów - Waldemara Fornalika i Jacka Magiery. Ciekawe dla analityka, nużące dla kibica. O podwyższenie tętna u kibiców gospodarzy zadbał za to Damian Kądzior, który od razu po swoim wejściu w drugiej połowie rozruszał grę ofensywną Piasta. To on asystował Kristopherowi Vidzie przy golu na 1:0. Śląsk był bezradny, bił głową w mur i próbował najprostszymi środkami przenieść się pod bramkę strzeżoną przez Frantiska Placha. I wtedy, w całym tym marazmie pojawił się zbawca. Fabian Piasecki otrzymuje piłkę, skleja ją na klatkę piersiową i składa się do ekwilibrystycznego strzału przewrotką. Weszło idealnie, wrocławianin biegnie pod sektor kibiców Śląska, który całkowicie ucisza nie potrafiące uwierzyć w to, co się stało Gliwice. Dzisiaj to już tylko mgliste wspomnienie, po tamtym meczu Fabian został wypożyczony do Stali Mielec, w której stał się z miejsca kluczowym zawodnikiem (4 gole i 5 asyst). Być może już zaraz Śląsk przypomni sobie o bohaterze tamtego remisu, ściągając go z powrotem.  

 

  • Smak derbowego zwycięstwa w Lubinie 

Jak się przełamywać, to tylko w pięknym stylu. Sierpień wrocławianie zakończyli z przytupem, wygrywając w derbach Dolnego Śląska na wyjeździe po raz pierwszy od pamiętnego zwycięstwa 5:1 w sezonie mistrzowskim. Już przed upływem pół godziny zespół Jacka Magiery wyszedł na dwubramkowe prowadzenie po ładnej urody trafieniach Mateusza Praszelika i Erika Exposito. Pomimo samobójczego trafienia (już drugiego w tym sezonie) Wojciecha Golli, hiszpańską pieczęć na zakończenie wakacji postawił najlepszy strzelec Śląska w tej edycji, znów pokonując Dominika Hładuna strzałem z dystansu. To był Śląsk, jaki chcemy mieć w pamięci. Grający ofensywną piłkę, z polotem, ale także z koncentracją w defensywie. Odmienną kwestią jest, że Zagłębie to w obecnym kształcie jedna z najgorzej grających drużyn na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Dzisiaj na ławce nie ma już nawet Dariusza Żurawia, który na konferencji po tamtym spotkaniu wyglądał, co by tu dużo mówić... jakby był na swoim ostatnim spotkaniu z dziennikarzami w karierze. 

 

  • Wygrana z Legią w cieniu kontrowersji 

Jeśli jest jakiś moment tego sezonu, do którego każdy kibic Śląska powraca myślami z chusteczką w ręku, ocierając łzy radości, to jest to pewien wrześniowy wieczór. Wrocławski stadion wypełniony po brzegi, atmosfera piłkarskiego święta, poczucie, że miasto oddycha i żyje spotkaniem ekstraklasy. Oczywiście, obecnie ogranie Legii nie urasta do miana zdobycia szczytu K2 bez tlenu, ale wtedy gracze ze stolicy mieli zaledwie 2 porażki na swoim koncie. Przed tym meczem Śląsk nie miał na swoim koncie zwycięstwa nad warszawianami od 8 kolejnych potyczek, dodawało to więc smaczku tej rywalizacji. Z pierwszej połowy zapamiętamy głównie zmianę Szymona Lewkota, który w tamtym spotkaniu szybko otrzymał żółty kartonik i zjechał do bazy jeszcze przed gwizdkiem arbitra Pawła Raczkowskiego na przerwę. Druga część to już prawdziwy rollercoaster – dalej piłkarskie szachy, ale więcej dynamiki, coś jak błyskawiczna partia tej gry logicznej. Debiut ligowy Lirima Kastratiego, wprowadzenie Mahira Emreliego – to niezbyt nas interesuje. To co najważniejsze, wydarzyło się w 84. minucie, kiedy prawą flanką pognał Victor Garcia, mijając zdezorientowanych Legionistów, oczekujących na gwizdek sędziego. Kibice w euforii, wściekający się Artur Boruc, takich scen ten stadion nie pamiętał od dłuższego czasu. Abstrahując od tego, jak zareagowała na temat prasa, rozdmuchując aferę do niewyobrażalnej skali. Gdy wystarczyło po prostu wytłumaczyć, że gra się do gwizdka... 

 

  • Kontuzja Marka Tamasa 

Węgierski obrońca przez długi czas był podstawowym wyborem trenera Magiery. Potrafił wykazać się w ofensywie, strzelając zwycięskiego gola w meczu z estońskim Paide (2:1), ale przede wszystkim był pewny w poczynaniach obronnych. Niestety, w lidze długo się na nagrał, ponieważ po “odcięciu prądu” pod koniec meczu z Cracovią (2:1) musiał pauzować 4 mecze. Po powrocie na wspomniany już mecz z Legią, Tamasa już na murawie nie zobaczyliśmy. Był to efekt urazu pachwiny, który od dłuższego czasu męczył 28-latka.  

Zobaczymy, co z Markiem Tamasem, który po meczu z Legią narzekał na uraz. Czy wystąpi w meczu z Radomiakiem, to okaże się jutro po konsultacji lekarskiej. Ale jedzie normalnie z nami. Drugi zespół wzmocnią Boruc, Radkowski i Hyjek.   

- mówił jeszcze przed wyjazdem do Radomia trener Jacek Magiera. 

Przez kontuzję obrońca zmuszony był nawet do opuszczenia zgrupowania reprezentacji, w której zadebiutował we wrześniowym spotkaniu z Andorą (1:0). Ostatnio informowaliśmy o operacji, którą przeszedł Mark. To może oznaczać, że zabraknie go na tureckim obozie przygotowawczym wrocławian. A pamiętajmy, że umowa defensora ze Śląskiem wygasa już w czerwcu nadchodzącego roku, w teorii Tamas może więc już negocjować z innymi klubami. Czy zobaczymy go po zimowej przerwie na murawie, tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. 

 

  • Katastrofa przy Bułgarskiej 

I teraz wkraczamy na nieco mniej przyjazny grunt. Hit 10. kolejki ekstraklasy, starcie lidera z wiceliderem. Znów atmosfera piłkarskiego święta w stolicy Wielkopolski. Poznański stadion wypakowany niczym pociągi PKP z czasów przed transformacją ustrojową. Kibic Śląska, wstając w tamten październikowy poranek mógł poczuć, że ta sobota będzie unikalna, niepowtarzalna. No i była, ale niestety nie dla wrocławian. Maciej Skorża zaskoczył ekipę Jacka Magiery wysokim pressingiem niemal przez całe spotkanie, co zaowocowało bramką Joao Amarala już w 2. minucie gry. Dawno nie widzieliśmy tak stłamszonego zespołu z Dolnego Śląska. Akcje ofensywne ograniczały się do długiej piłki na Exposito, a wrocławianie mogli poczuć się jak Wisła Kraków, która przecież dwie kolejki wcześniej wróciła z Bułgarskiej z nadbagażem pięciu goli w klubowym autokarze. Absolutnym bohaterem pojedynku ze Śląskiem został Jakub Kamiński, który ustrzelił dublet i zaliczył jedną asystę. Wielu ekspertów zgodnie uważa, że po Lechu gra wrocławskiego klubu już nie była taka sama... 

 

  • Festiwal strzelecki w Krakowie 

To był prawdziwy popis, a jednocześnie najlepszy mecz w wykonaniu Śląska w rundzie jesiennej. Wrocławianie mogli się poczuć trochę jak Lech w starciu z nimi, gdyż całkowicie zdominowali przeciwnika, a przy błędach obronnych graczy Białej Gwiazdy, wynik ten mógł być jeszcze bardziej okazały. Spotkanie przy Reymonta obfitowało w wiele ciekawych statystyk i rekordów. Erik Exposito, nazwany przez nas Hiszpańskim Zorro, zdobył swojego drugiego hat-tricka w zielono-biało-czerwonych barwach, co wcześniej nie zdarzyło się jeszcze żadnemu zawodnikowi. Ponadto, wrocławianie wyrównali swój rekord najwyższego wyjazdowego zwycięstwa w ekstraklasie, a poprzednie spotkanie obfitujące w taki grad goli poza Wrocławiem miało miejsce w Legnicy, gdzie w sezonie 2018/19 prowadzona przez Tadeusza Pawłowskiego drużyna rozprawiła się z Miedzią w takim samym stosunku. Mecz zamknął indywidualnym rajdem Marcel Zylla, a Wisła po tym laniu znalazła się w dużym dołku, w który wpadł zresztą później także Śląsk... 

 

  • Niegościnna Nieciecza 

I w tym miejscu przechodzimy właśnie do mniej przyjemnych wspomnień. Co wydarzyło się w Niecieczy, zostaje w Niecieczy - chciałoby się rzec. Początek spotkania w małej podtarnowskiej wsi był niejako przedłużeniem tego przy Reymonta. Szybko strzelony gol, dominacja i ofensywne fajerwerki. Niestety, chwilę później pod nogi wrocławian rzucona została pierwsza kłoda w postaci nieuznanego gola Exposito. Przed upływem kwadransa wyrównał Samuel Stefanik, a mecz ciągle pozostawał otwarty. Do momentu, gdy Bruk-Bet nie zaskoczył gości dwoma szybkimi ciosami po przerwie. A pamiętajmy, że gdyby nie obroniony przez Michała Szromnika rzuty karny, byłoby jeszcze gorzej. Dalsza historia jest już znana. Z ławki wchodzi super-rezerwowy Adrian Łyszczarz i dwoma trafieniami wlewa nadzieję w serca kibiców Śląska. Jak szybko została ona rozbudzona, tak szybko i brutalnie zgasił ją Mateusz Grzybek, wyrywając zwycięstwo dla niecieczan w ostatniej akcji meczu. Drugi moment przełomowy jeśli chodzi o spadek formy Śląska? Zdecydowanie horror w wiosce pod egidą kostki brukowej i kukurydzy. Dość powiedzieć, że od tego ostatniego październikowego starcia Śląsk na wyjeździe nie zdobył nawet punktu... 

 

  • Bandycki atak Israela Puerto 

Nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu tego brutalnego zajścia ze spotkania Śląska z Jagiellonią (2:2). Bezpardonowy atak na czerwoną kartkę zakończył się zaledwie upomnieniem w kolorze żółtym. Kolejny sędziowski skandal z udziałem wrocławskiej drużyny był gotowy. Mateusz Praszelik to obok Erika Exposito najjaśniejszy punkt WKS-u w tym sezonie. Zdobył już 4 gole, dołożył do tego 3 asysty, a na boisku spełniał swoje zadania, wypełniając przy okazji regulaminową pozycję młodzieżowca. Nawet Ireneusz Mamrot wspominał na pomeczowej konferencji, że Israel Puerto wyszedł na ten pojedynek przemotywowany. Objawiło się to w najgorszy możliwy sposób, a mogło skończyć się przecież poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. Symboliczne było to, że właśnie były defensor Śląska tak potraktował klubowego kolegę, z którym jeszcze niedawno dzielił szatnię. Nieetyczne? Bezmyślne? Wszystkie te epitety spełniają normy czynu popełnionego przez Hiszpana. Praszelik od tamtego momentu pojawił się na boisku ze Stalą Mielec (2:1), kiedy strzelił nawet wyrównującego gola oraz z Górnikiem Zabrze (1:3), kiedy zmuszony został do zejścia z murawy w 75. minucie. W dwóch ostatnich starciach próżno było go szukać nawet w meczowej kadrze. Niepełna dyspozycja młodzieżowca niestety zgrała się w czasie ze słabą postawą całego zespołu... 

 

  • Wesołych Świąt, to znaczy Merry CRAsmas 

Na pożegnanie rzecz najświeższa, a więc ostatni mecz w tym roku. Ckliwe słówka o przejściu na zimową przerwę w dobrych humorach na niewiele się zdały, ponieważ wrocławianie zaprezentowali kibicom prawdziwy paździerz. Idąc tropem niedoszłego prezydenta Białegostoku, Krzysztofa Kononowicza, śmiało można stwierdzić, że w tym spotkaniu “nie było niczego”. Był może tylko Michał Szromnik w bramce, ratujący Śląsk przed stratą kolejnych goli. Wszyscy zgromadzeni na wrocławskim stadionie niecierpliwie oczekiwali na ostatni w tym roku gwizdek arbitra. Czasu na wyciągnięcie wniosków i przeanalizowanie błędów jest pod dostatkiem. Dopracowanie pewnych elementów na obozie przygotowawczym i wykształcenie większej świadomości taktycznej powinno zaprocentować już w lutym, kiedy Śląsk powróci do gry meczem wyjazdowym w Gdańsku. 

Tymczasem, delektujcie się czasem spędzonym w rodzinnym gronie. Być może podczas niejednej świątecznej dyskusji na tapet wrzucony zostanie temat Śląska Wrocław. Ale to za chwilę, najpierw kolejna porcja pierogów... 

ZOBACZ też: Rotacja w bramce - kolejny rozdział

Bądź na bieżąco! Obserwuj Śląsknet na kanale WhatsApp. Odwiedź nas także na Facebooku, YouTubie, X (Twitterze), Instagramie oraz TikToku.